Niespodzianki.
Caroline uwielbiała robić niespodzianki, szczególnie
urodzinowe, szczególnie dla ukochanej osoby. Tak tez było w tym roku. To miał
być specjalny dzień, jedyny w swoim rodzaju. Planowała to od kilku miesięcy, a wszystko
było dopięte na ostatni guzik. Urodziny Shannona. Siedzieli wtuleni w siebie na
wysokim biurowcu, w którym znajdowała się kancelaria Caroline. Powietrze było
chłodne, w końcu to dopiero początek marca. W dole błyszczały światła Miasta
Aniołów i co chwilę ciszę przerywał warkot sportowego samochodu. Nieliczni
piesi wracali czy to z imprezy w pobliskim clubie, czy to z otwartych do późna restauracji.
Wszystko było idealnie, każdy skrawek tej chwili, każdy dźwięk, każdy dotyk.
Była wolna jak ptak, jednak nie chciała nigdzie odlatywać, jedynie trwać
wiecznie w tej chwili. Miała świadomość, że coś takiego nie zdarza się dwa razy,
że takie chwile rodzą się z prawdziwych uczyć. Nie liczyło się dla niej nic,
jedynie to, że była u boku swojego ukochanego mężczyzny, świętowali jego
urodziny i coś jeszcze, o czym on nie miał pojęcia.
- A co to za uśmiech? – zapytał Shannon, który cały czas
wpatrywał się w wtuloną w niego kobietę.
- Nic takiego, po prostu trochę się rozmarzyłam. – odparła Caroline
– Piękne miejsce wybrałam, prawda?
- Nie spodziewałem się, że z ciebie taka romantyczka. –
zaśmiał się w głos.
- Ej! To, że jestem bezdusznym i bezlitosnym prawnikiem na sali
sądowej, nie oznacza, że taka jestem też w życiu prywatnym. Już trochę powinieneś
mnie poznać! – oburzyła się.
- Dobrze, już dobrze mała. Uważaj, bo złość piękności
szkodzi. – ponownie zaśmiał się i jeszcze mocniej przytulił kobietę. Nie
potrafiła się na niego gniewać. Nie wiedziała czemu, ale ten człowiek sprawiał,
że była najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. Wydostała się z jego uścisku i
usiadła naprzeciwko niego.
- Kochasz mnie? – zapytała nagle.
- No jasne – odpowiedział bez namysłu próbując przysunąć się
do niej.
- Shannon, chcę to usłyszeć. Tak naprawdę. Chcę wiedzieć,
chcę być pewna.
- No jasne skarbie, skąd w ogóle wątpliwości? – zapytał, ale
ona nie odpowiedziała, tylko kontynuowała sznur pytań.
- Chcesz ze mną być, tak na zawsze?
- I jeden dzień dłużej.
- I będziemy szczęśliwi z Chrisem i będziemy mieć gromadkę
dzieci, psa i domek z ogródkiem?
- Taki jaki tylko zapragniesz, ale pies musi być duży, nie
jakiś szczekający kot. – odpowiedział ze szczerym uśmiechem malującym się na
jego ustach. Caroline położyła mu głowę
na piersi. – Już lepiej skarbie?- zapytał gładząc ją po włosach.
- Tak, przepraszam. Trochę spanikowałam, momentami to
wszystko mnie przytłacza.
- Nic się nie martw Caro, wszystko jest cudownie, a ja
jestem najszczęśliwszym facetem na Ziemi, no może na równi z Chrisem, że ma tak
cudowną mamę.
- Naprawdę sądzisz, że dobrze się nim opiekuje?
- Najlepiej. – powiedział i pocałował ją tak jak jeszcze
nigdy przekazując całą swoją miłość. Wydawało się, że trwa to w nieskończoność,
gdy już jednak zaczęło im brakować powietrza oderwali się od siebie i spojrzeli
głęboko w oczy szepcząc „Kocham cię”.
- Mój prezent! – krzyknął nagle Shannon – Muszę otworzyć mój
prezent. W końcu to są moje urodziny i najlepsze przyjęcie urodzinowe na
świecie, ale domagam się tego prezentu, co go chowasz przede mną cały wieczór. –
wstał, wyprostował się i czekał z założonymi rękoma tupiąc nogą. Caroline
wstała z koca i podała mu średniej wielkości pudełko.
- Na śmierć zapomniałam! Nie wzięłam szampana z samochodu –
zakryła twarz w dłonie i szybko ucałowała Shannona – możesz otworzyć prezent, a
ja zejdę do samochodu. Za chwilę wracam. Kocham cię.
- Ja ciebie tez wariatko. – odparł i zaczął odpakowywać
prezent. W przewiązanym kokardą pudełku znalazł najnowszą jedno cyfrówkę firmy
Canon i nieomal nie zaczął skakać z
radości. Od małego uwielbiał zdjęcia, zabierał ojczymowi aparat i w pięć minut
marnował całą kliszę. Wielokrotnie truł Caroline o tym aparacie, jednak zawsze
wyskakiwało coś innego, a teraz miał go dla siebie. Już miał się zając
rozpracowaniem urządzenia, kiedy zauważył jeszcze coś. Niewielkie, odrobinę
większe od palca pudełko w kolorze różowym. Odłożył aparat i z ciekawością
zajął się odpakowaniem małego podłużnego pudełeczka. Gdy ujrzał co znajdowało się
w środku oniemiał. Zamrugał parę razy i jakby z obawą wyjął zawartość
przyglądając się dokładnie. Test ciążowy. Pozytywny. W różowym pudełku.
- Będę miał córkę! – krzyknął z całych sił. Czuł się
wspaniale, dostał najlepszy prezent o jakim nawet nie marzył i nie miał na
myśli aparatu fotograficznego. Był przeszczęśliwy i czekał tylko jak Caroline
wróci i będzie mógł jej to pokazać. Położył się na kocu z wielkim uśmiechem na
twarzy trzymając w dłoni test. Zamknął oczy i czekał. Z jednej strony mu się
nie śpieszyło, ale z drugiej chciał ją jak najszybciej wziąć w ramiona. Czekał
na kobietę swojego życia. Czekał na matkę jego nienarodzonej jeszcze córki.
Czekał.
Czekał bardzo długo.
Ale Caroline już nie wróciła.
Hej, hej. Widzę, że małe zmiany.
OdpowiedzUsuńŚwietny prolog, taki słodki, ale końcówka smutna... :c
Mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać na kontynuacje...
Heey! Tak,tak, chciałam coś zmienić, mam nadzieję, że na lepsze :D wieeem,ze mam mnóstwo do nadrobienia, ale obiecuję,że postaram się w najbliższym czasie wszystko ogarnąć <3 czasu też mam więcej, więc kolejne rozdziały będą pojawiać się w miarę systematycznie :D
UsuńDziękuję <3
Wreszcie wrocilas! Tak siw ciesze, troche inaczej mi sie widzi ta historia niz tamta, ale czekam na rozwoj tej wersji z niecierpliwoscia i czekam az wypowesz sie o rozdziale na mikaelsonach, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję, dziękuję <3 powrót trochę mi zajął, ale jestem juz po przeprowadzce i na spokojnie mogę się zając ta historią :D fakt, może wyglądać to troszkę inaczej, bo pierwotna wersja faktycznie się różniła, ale myślę, że tak będzie ciekawiej :P
UsuńPozdrawiam