Dawniej
Nie miała innej opcji, bardzo dobrze o tym wiedziała, mimo, iż nie była chętna, aby brać na swoje barki tę sprawę, wiedziała, że musi. Po spotkaniu z aktorem nie mogła znaleźć miejsca w domu, kręciła się po całym apartamencie z lampką wina, którą co jakiś czas uzupełniała. W pomieszczeniach panowała cisza, gdy pracowała musiała mieć święty spokój, nikt ani nic nie mogło jej przeszkadzać. W mieszkaniu słychać było jedynie stukanie jej paznokci o kryształowy kieliszek. Na zewnątrz robiło się ciemno, a wino zaczynało powoli mieszać jej w głowie, stwierdziła, że to najwyższy czas, aby spakować teczkę podpisaną „LETO” i schować ją do torby. Położyła się na kanapie w salonie biorąc po drodze kolejną butelkę wytrawnego wina i włączyła telewizor. W poszukiwaniu czegos sensownego w TV trafiła na „Requiem dla snu”. Zobaczywszy swojego potencjalnego klienta zostawiła dany kanał i zaczęła oglądać. Gdy zaczęła się zagłębiać w fabułę filmu drzwi do mieszkania otworzyły się, a wysoki mężczyzna wszedł do salonu i przywitał się z Caroline.
- Witaj kochanie – powiedział beznamiętnie i skierował się do barku nalewając whiskey do szklanki. – Jak dzień? – zapytał siadając na fotelu i zatapiając się w smaku drogiego alkoholu.
- Witaj, dziękuję dobrze. Po raz kolejny zdenerwowałam się na tą nową stażystkę, ale ustawiłam ją do pionu. Następnie miałam spotkanie z klientem, a zaraz potem dwie sprawy w sądzie. A jak minął tobie dzień? – zapytała, choć język zaczynał płatać jej figle.
- Spokojnie, podpisałem nowy kontrakt dla ogólnokrajowej korporacji. Nie za dużo pijesz? – zapytał wskazując na butelkę – I co to w ogóle za knoty oglądasz? – z obrzydzeniem wskazał na postać graną przez Jareda Leto.
- Czemu tak mówisz? Nawet nie widziałeś tego filmu, jest naprawdę dobry. Porusza wiele ważnych tematów i daje do myślenia. Szczególnie jest to coś dla dzisiejszej młodzieży, która zupełnie nie zdaje sobie sprawy z zagrożeń otaczającego ich świata. – kobieta wyraźnie się zdenerwowała i żywo gestykulowała, co powodowało oburzenie ze strony mężczyzny.
- Proszę cię Caroline, tylko na takie kino cię stać? Myślałem, że masz lepszy gust filmowy. Odstaw to wino, wystarczy ci na dzisiaj. – mężczyzna wstał, wyrwał Caroline butelkę z ręki i wylał zawartość do zlewu. Gdy wrócił do pokoju wyłączył telewizor i dalej kontynuował swoją przemowę – Jutro przed południem ma przyjechać moja matka, mamy omówić sprawy związane ze ślubem, więc proszę cię, żebyś była gotowa i żebyś schludnie wyglądała, chociaż po zawartości wina, która wypiłaś może być to niewykonalne.
- Charles, nie traktuj mnie tak. – oburzyła się i gwałtownie wstała z sofy – Jestem dorosłą kobietą, więc nie traktuj mnie, jak pierwszej lepszej gówniary, którą posuwasz w biurze każdego dnia.
- To nie zachowuj się tak jak one. – odpowiedział ze spokojem i uzupełniając drinka udał się do gabinetu.
***
Podróż trwała nieskończoność, na tłocznych ulicach Los Angeles panował nadzwyczajny przepych i jakby nikomu się nie spieszyło. Próbowała poganiać kierowcę, jednak dobrze wiedziała, że nic tym nie zdziała. W międzyczasie wykonała jeszcze parę służbowych telefonów i umówiła spotkanie na przymiarkę sukni ślubnej. Do biura dojechała spóźniona o ponad pół godziny. Nigdy jej się to nie zdarzało, więc była niczym tykająca bomba. Młoda stażystka już od wejścia zauważyła, że szefowa nie jest w dobrym nastroju, więc ustąpiła jej drogę i jedynie rzuciła ciche „Dzień dobry pani dyrektor” na co oczywiście nie dostała odpowiedzi. Gdy weszła do biura poprawiła się w lustrze, a zaraz potem dostrzegła kartkę mówiącą, że w sali konferencyjnej oczekuje jej Jared Leto. Caroline poprawiła spódniczkę, wzięła torbę z dokumentami i pośpiesznie skierowała się do sali na pierwszym piętrze. Zdawała sobie sprawę, że jej spóźnienie jest nadzwyczaj nietaktowne i reprezentuje nieprofesjonalne podejście do pracy, jednak nie miała innego wyboru, jak przeproszenie klienta i zapewniania, że w przyszłości jej to się nie zdarzy. Pewnie wkroczyła do sali, a jej oczom ukazał się siedzący na fotelu Jared Leto i obca jej kobieta.
- Witam serdecznie, jest mi niezmiernie przykro, z powodu mojego spóźnienia, jedynie co to mogę zaproponować państwu coś do picia i do jedzenia na koszt kancelarii i zapewnić, że podobna sytuacje nie będzie miała miejsca. – powiedziała i podeszłą do kobiety wyciągając dłoń – Caroline Williams.
- Constance Leto – odpowiedziała kobieta i serdecznie się do niej uśmiechnęła. – Za jedzenie dziękujemy, jednak bardzo chętnie napilibyśmy się herbaty.
Caroline zadzwoniła po sekretarkę, która przyniosła dwie herbaty Earl Grey i czarną kawę, dodatkowo świeże ciasteczka i wodę. W tym czasie prawniczka zdążyła przygotować wszelkie potrzebne dokumenty i ułożyć je odpowiednio na stole. Caroline była niezwykle poukładaną osobą, wszystko miało swoje miejsce i nie było mowy na przypadek. Nawet portfel dopierany był specjalnie do butów i torby, spinki w koku również musiały mieć odpowiedni kolor, nie mówiąc o biżuterii. Śmiało można było stwierdzić, że nigdy w życiu nie zgubiła żadnego ważnego dokumentu, ani w szkole, na uczelni, czy też w pracy. Papiery nigdy nie walały się na biurku, wręcz przeciwnie, zawsze były idealnie ułożone. Najprościej mówiąc Caroline była pedantką, dlatego tez w tej sytuacji zajęło jej chwile rozłożenie dokumentów związanych ze sprawą Leto.
- Dobrze, więc możemy zaczynać. Tak jak już wspominałam panu Leto, nie jest to łatwa sprawa. Jest dość skomplikowana i o ile mi wiadomo, ktoś próbuje zrzucić na pana Shannona Leto również inne przestępstwa. Z tego co się dowiedziałam jest on uzależniony od narkotyków,
- Był uzależniony, już nie bierze – powiedziała przejęta Constance.
- Proszę wybaczyć, jednak według definicji narkoman pozostaje narkomanem do końca, nawet gdy nie zażywa owych substancji, tak jak i w przypadku alkoholików. Według moich badań pojawiał się również problem z hazardem – przeszukiwała dokumentu w celu znalezienia owej informacji – o tak, jest hazard. Jazda pod wpływem alkoholu, na całe szczęście bez wypadku. To wszystko to są błahe przewinienia, prawdę mówiąc. Dwa tysiące kary i po sprawie, jednak nie z tego powodu tu jesteśmy. Z tego co udało mi się dowiedzieć, prokuratura wniosła o dożywocie w sprawie zabójstwa Felipe Sancheza. – powiedziała rozkładając ręce. Constance w jednej sekundzie poderwała się z fotela i dobiegła do Caroline opadając na kolana i prosząc o pomoc.
- Niech mi pani uwierzy, ja nie mogę go stracić, on jest moim synem, moim pierworodnym. Wiem, że nie jest aniołem, ale zasługuje na życie. Proszę, niech mi pani pomoże. Nie wiem, czy posiada pani dzieci, ale jeżeli kiedykolwiek będzie pani miała ten zaszczyt to sami pani zrozumie.
- Proszę się nie martwić pani Leto, muszę się spotkać z pani synem i wtedy dowiem się co w tej sprawie będę w stanie zrobić.
***
Jak zwykle nienagannie wyglądająca Caroline czekała właśnie przy stoliku w jednym z kalifornijskich Starbucks’ów. Na 12 była umówiona z Jaredem Leto, aby omówić sprawę jego brata, jednak jak przystało na gwiazdę, spóźniał się. Kobieta zamówiła kolejną mrożoną kawę, gdyż na zewnątrz panowała niezwykle wysoka temperatura, a ona nie mogła pozwolić sobie na shorty i bluzkę na ramiączka. Kawiarnia tętniła życiem, każdy oblany potem z mrożonym napojem w ręku. Nagle w tłumie klientów zobaczyła Jareda, w czapce i okularach przeciwsłonecznych, wyglądał jak każdy przeciętny obywatel. Przystojny, dobrze zbudowany, lekki zarys mięśni widoczny przez wyciętą koszulkę. W jednej chwili zauważył prawniczkę i podszedł do nie zdyszany
- Cześć, bardzo cię przepraszam, ale te korki i upał, starałem się jak mogłem. Poczekasz chwilkę, skoczę tylko po coś zimnego.
- Dzień dobry panie Leto, oczywiście. – odpowiedziała z lekkim przekąsem, ale w końcu klient nasz pan. Za parę minut Jared wrócił do stolika i zdjął czapkę.
- Co tam słychać? – zapytał wyciągając z kieszeni telefon komórkowy.
- Ekhm – odchrząknęła Caroline, posyłając mordercze spojrzenie w stronę telefonu. Uważał to za niezwykle niekulturalne używanie telefonu w czasie rozmowy, tym bardziej formalnej. – Dziękuję, wszystko dobrze. Jest pan zainteresowany tym co udało mi się dowiedzieć w sprawie pana brata?
- Jasne, wybacz. Możemy przejść sobie na Ty, proszę? Nie czuję się komfortowo, jak zwracasz się do mnie per pan.
- Wolałabym nie, aczkolwiek jeżeli tak bardzo panu, tobie - poprawiła się – zależy na tym, to proszę. Caroline – podała mu rękę.
- Jared. O wiele lepiej – powiedział i szeroko się do niej uśmiechnął. – Więc co udało się znaleźć odnośnie Shannona?
- Okay, więc sprawa nie będzie łatwa, miła i przyjemna. Z tego co wyciągnęłam z sądu akt oskarżenia jest dość potężny. Nie wiem ile z tego zrobił, w ile został wrobiony, ale mają mnóstwo dowodów, bardzo możliwe, że sfałszowanych, ale dowodów. Nie łatwo będzie je obalić. Mam znajomego w policji, powiedział, że pomoże mi i postara się wyciągnąć jak najwięcej się da. Jednak w związku z tym cena pójdzie w górę, niezależnie ode mnie.
- Nie ma problemu, tym się nie przejmuj.
- Co więcej? – zapytała sama siebie, spoglądając w przygotowane wcześniej notatki. – Na niekorzyść jest też to, że jest akurat w San Quentin. 90% wyroków to skazani na śmierć lub dożywocie. Nie wiem jakim cudem tam trafił, komuś naprawdę musiało na tym zależeć. Jeżeli się tam utrzyma, to będzie wielki, naprawdę.
- Ale jak to? Warunków podobno nie mają tam najgorszych. – dziwił się Leto.
- No nie, warunki mają całkiem w porządku, jak we wszystkich więzieniach stanowych teraz, no może oprócz Guantanamo. Będzie ciężko, bo ten kto go wrobił, ma dużo znajomości. Shannon nie miał prawa znaleźć się w tym więzieniu. Staram się też o wizytę u niego, ale nie jest łatwo, nawet dla adwokata. Pojutrze mam rozmowę telefoniczną.
- Wiem właśnie. Mi też nie pozwolili się z nim zobaczyć. Nie wiem co jest grane, jak gadaliśmy to chyba był w miarę w dobrej formie, ale kto wie jak długo.
Siedzieli tak i rozmawiali najpierw o Shannonie, a potem o różnych przyziemnych sprawach, aż minęła 17. Gdy skończyli temat starszego Leto, zupełnie zapomnieli, że są tam tylko w związku z pracą. Śmiali się wniebogłosy, obgadywali każdego klienta z osobna i sprzeczali na temat filmów. Na zewnątrz temperatura nadal nie spadała, a ludzi w kawiarni robiło się coraz więcej.
- Fuck! – zaśmiała się Caroline – właśnie skończyłam pracę, a miałam jeszcze tyle zrobić w kancelarii. Zagadałeś mnie! – rzuciła oskarżycielsko w stronę Jareda.
- Ja? – zapytał udając oburzenie – to ty cały czas paplałaś, że Leonardo DiCaprio jest najlepszym aktorem wszech czasów.
- Bo jest i już dawno powinien Oscara dostać, dobrze o tym wiesz! Jadę do domu. – zebrała wszystkie swoje dokumenty porozrzucane po całym stoliku i spakowała je do teczki. – Było bardzo miło panie Leto, ale muszę złapać taksówkę i dotrzeć do domu. Dziękuję. – uścisnęła mu rękę, jednak on nie chciał puścić.
- Jestem samochodem, odwiozę panią, pani Williams. – miał równie poważny ton głosu, jak prawniczka. Całe jej ciało przeszły dreszcze.
- Dziękuję, ale poradzę sobie. – odparła nadal potrząsając jego ręką.
- Mhm, tak wiem. – wyszli cały czas trzymając się za przeciwne ręce, co wyglądało niezwykle komicznie. Jared zaprowadził kobietę pod czarne BMW i otworzył jej drzwi od strony pasażera i dopiero jak wsiadła puścił jej dłoń. Szybko obiegł samochód i wsiadł na miejsce kierowcy odpalając samochód.
- Jaki kierunek ? – zapytał patrząc jej się głęboko w oczy.
- 1396 Elevado Avenue.
- Ciekawe…około 7 mil ode mnie. – odparł i chcąc zmienić bieg niby niechcący musnął udo Caroline na co ona zastygła w bezruchu. Starała się nie dać po sobie tego poznać i jakby nigdy nic zapytała
- Sam mieszkasz? – sama była w szoku, że właśnie zadała TO pytanie. Karciła się za to w myślach.
- Sam, chcesz zobaczyć mój dom? – zapytał z zawadiackim uśmiechem.
- Ammm nie, nie, tzn na pewno jest ładny, ale spieszę się do siebie, do narzeczonego. – miała nadzieję, że to jej pomoże, bo widziała, że zmierza to w bardzo złym, choć strasznie pociągającym kierunku.
- Rozumiem, pewnie czeka już na panią z pysznym obiadem. – odparł nie spuszczając wzroku z drogi.
- Tak, tak sądzę. – wszystko w niej buzowało. Nie pamiętała kiedy ostatnio była tak podniecona i zaciekawiona czyjąś osobą. Jego silne dłonie zaciskające się na kierownicy, piękne niebieski oczy.
- Jesteśmy na miejscu. – wyrwał ją z zamyślenia i wyszedł, żeby otworzyć drzwi. – Odprowadzę panią do drzwi.
Dla kobiety krótka droga od ulicy do wejścia do domu, która zwykle zajmowała 10 sekund, teraz dłużyła się w nieskończoność, jakby z każdym krokiem drzwi się oddalały. A on szedł za nią powoli, obserwując jej każdy krok. Czuła na sobie jego wzrok, na każdej części ciała. Gdy w końcu znaleźli się przy drzwiach, Caroline gwałtownie odwróciła się w stronę mężczyzny, żeby mu podziękować i pożegnać się.
- Dzięki za podwiezienie i dam znać, jak będę coś wiedziała na temat brata.
- Nie ma za co – odpowiedział niebezpiecznie zbliżając się do niej – Będę czekał na telefon. – Ich twarze dzieliły milimetry. Kobieta głośno przełknęła ślinę i nerwowo przygryzła dolną wargę, co było brakującym zapalnikiem. W jednej chwili usta Leto gwałtownie przywarły do jej. Delikatnie popchnął ją na zamknięte jeszcze drzwi i złapał za nadgarstki, co spowodowało, że teczka z dokumentami wypadła jej z rąk na ziemię. Uniósł jej obie ręce nad głowę i kontynuował brutalny pocałunek.
- Klucze – wysyczała, gdy tylko wyswobodziła się z jego pieszczoty. Jared puścił jej ręce i pozwolił poszukać ich w torebce, a sam podniósł dokumenty.
- A narzeczony? – zapytał gdy kobieta wciągała go za koszulkę do domu.
- Nie wróci szybko. – powiedziała na co Leto zatrzasnął tylko za sobą drzwi i podążył za kobieta na górę do sypialni. Dom był przeogromny. Długie korytarze z mnóstwem drogich obrazów i luster w miedzianych ramach. Sypialnia wielkości jego salonu połączonego z kuchnią. Na środku piękne łóżko ze stalową ramą, które przykrywała jedwabna pościel. Nim się spostrzegł kobieta zaczęła ściągać z niego ubrania, rzucając je na podłogę. Niewiele myśląc zrobił to samo z jej ubraniami, a następnie popchnął ją na łóżko.
- O tak, chcę cię w tym łóżku i mam zamiar przyprawić cię o mdłości. – powiedział ochrypłym głosem i przywarł do niej całym swoim ciałem.
***
Caroline przygotowywała właśnie kolację, gdy usłyszała otwieranie drzwi. Po chwili w kuchni pojawił się Charles witając ją beznamiętnym pocałunkiem w policzek.
- Witaj, jak dzisiaj minął ci dzień? – zapytała blanszując szparagi.
- Dziękuję, nie najgorzej. Głodny jestem. Idę się wykąpać, jak wrócę kolacja ma być na stole – oznajmił i skierował się w stronę łazienki. Po 20 minutach, gdy mężczyzna wrócił na stole naszykowane były już dwa talerze, a na nich krewetki ze szparagami z miodem i czosnkiem.
- Smacznego. – powiedziała nalewając mu białe wino do kieliszka.
- Ooo ty dzisiaj nie pijesz. Nie może być. Święto jakieś?! – dodał z pogardą widząc, że sobie nalała wodę. Caroline nie zareagowała na to, najzwyczajniej w świecie zaczęła jeść. – Rozmawiałem z mamą. Zamówiła te fioletowe kwiaty na ślub, które ci się podobały.
- Chyba te które podobały się twojej mamie, dla mnie fioletowe były najbrzydsze. – pożałowała swoich słów od razu gdy wydobyły się z jej gardła. Charles gwałtownie wstał z krzesła i machnięciem ręki zrzucił prawie cały talerz jedzenia na ziemię. – Już ci coś mówiłem suko na temat jak masz się odnosić na temat mojej matki. Jak mówiła, że tobie się podobały i specjalnie dla ciebie je zamówiła, to doceń to i przestań pyskować, bo dobrze wiesz jak to się skończy. Ostatnie siniaki już ci się zagoiły i chyba zapomniałaś jak masz się zachowywać. W dodatku przez ciebie nie mogłem spokojnie zjeść kolacji, a jestem głodny. Sprzątaj to i to już. – krzyczał na nią jak szaleniec i skierował się na górę do garderoby. Po paru minutach zszedł ubrany w lniane spodnie i koszulę z podwiniętymi rękawkami.
- Wychodzisz? – zapytała kobieta.
- A co sobie myślisz, że zostanę tu z tobą i umrę z głodu?! – trzasnął drzwiami i wyszedł, a Caroline osunęła się po ścianie i padła na podłogę. Nerwy jej puściły, była z siebie dumna, że przy nim udało jej się zachować zimną krew, ale kiedy wyszedł pękła. To było dla niej za dużo. Była jedynie popychadłem, nikim więcej. A najbardziej ironiczne z tego wszystkiego było to, że za parę tygodni miała zostać jego żoną. Posprzątała kuchnię, umyła podłogę, a naczynia włożyła do zmywarki. Sama również nie była w stanie zjeść posiłku, jedzenie rosło jej w ustach. Poszła pod prysznic, a następnie do sypialni, gdzie ułożyła się w pozycji embrionalnej i wspominała te miłe chwile dzisiejszego dnia. Nie żałowała, nie miała żadnych wyrzutów sumienia, była szczęśliwa. Dzisiejszy dzień z Leto dawał jej pewnego rodzaju nadzieję, nadzieję na lepsze jutro, nadzieję na wyrwanie się z tego koszmaru. Nawet się nie zorientowała kiedy usnęła, gdy nagle poczuła przeszywający ból, spowodowany ciągnięciem za włosy i w rezultacie wyrwania części z nich. Ledwo otworzyła oczy, a ujrzała nad sobą narzeczonego wykrzykującego najgorsze wyzwiska pod jej adresem. Złapał ją za szyję i podniósł do pozycji stojącej przyduszając ją przy tym, a potem uderzył jej głowa o ścianę.
- Charles, przestań, to boli – zaczęła krzyczeć i płakać – proszę cię, przestań, co ty robisz? – w odpowiedzi dostała z pięści w brzuch od pijanego mężczyzny.
- Jesteś śmieciem, nic nie znaczącą dziwką, wszystkie inne które posuwam w biurze są od ciebie więcej warte. – powiedział, choć język mu się plątał. Był silny, mimo swojego stanu upojenia był strasznie silny i Caroline nie miała z nim najmniejszych szans. Gdy próbowała coś jeszcze powiedzieć i wydostać się z jego uścisku, poczuła jedynie silne uderzenie w szczękę i zemdlała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz