Od ślubu Caroline minęły już ponad dwa tygodnie, a sprawa Shannona Leto wciąż stała w miejscu. Z wielu bardzo dziwnych i rzadko spotykanych powodów była odraczana z tygodnia na tydzień przez oskarżyciela. W żaden sposób nie poprawiało to komfortu psychicznego prawniczki, wręcz przeciwnie. Nieprzespane noce coraz częściej dawały o sobie znać, a chęć przebywania z synem oskarżonego stała się wręcz niewyobrażalna. Od niechcianej, lecz koniecznej ceremonii nie widziała również Jareda, który nie tyle z konieczności, co czystej potrzeby odizolowania się od Caroline, podróżował po całym świecie promując Alexandra. Od tego czasu nie zamienili ze sobą ani słowa, aktor nie odpisywał na smsy ani maile, praktycznie nie dawał znaku życia. Jedynym źródłem informacji był Internet i czasopisma plotkarskie, które z każdym wydaniem ujawniały bardziej bolesne dla prawniczki informacje na temat Jareda.
Caroline jechała właśnie na spotkanie z Constance. Od początku sprawy starszego syna, kobieta bardzo polubiła prawniczkę oraz doceniała jej bezinteresowną pomoc z opieką nad wnuczkiem. Chociaż Caroline była prawie w wieku jej synów to bardzo dobrze się dogadywały i lubiły spędzać ze sobą czas. Często wychodziły na kawę i ciastko, jak również do parku, aby pobawić się z Chrisem. Prawniczka mimo wielu spraw sądowych w ostatnich tygodniach, w głowie miała przede wszystko jedno nazwisko - Leto. Już parę tygodni wcześniej, po unieważnieniu kaucji, podzieliła się z Shannonem pomysłem na wyjście z więzienia, przynajmniej do czasu rozprawy. Dni mijały, a jej klient nie korzystał z planu wręczonego mu na małe karteczce podczas ostatniej wizyty. Niepokoiło to ją, ale była bezradna w tej sytuacji, albo on to zrobi, albo do momentu wyroku będzie siedział za kratkami. Jego wybór.
- Connie, Chris - uradowała się wysiadając z samochodu widząc ich po drugiej stornie ulicy. Pośpiesznie zamknęła samochód i rozglądając się, czy nic nie jedzie, przebiegła na drugą stronę.
- Dzień dobry Caroline - powiedziała Constance i ucałowała ją w policzek.
- Hey przystojniaku - Caroline przywitała się również z chłopczykiem, biorąc go na ręce i obdarzając tysiącem całusów, w odpowiedzi na co, usłyszała zaraźliwy dziecięcy śmiech.
- To co, idziemy gdzieś usiąść? - zapytała starsza kobieta - Niedaleko jest bardzo fajna restauracja, może Jared kiedyś cię tu zabrał. Serwują naprawdę smaczne wegańskie naleśniki.
- Brzmi nieźle. - odpowiedziała blondynka i ruszyły w kierunku wspomnianej wcześniej restauracji. Mimo, iż nie było jeszcze 17 to na ulicy były tłumy, typowe dla Los Angeles. Pod Crossroads Kitchen nie było inaczej. Wszystkie stoliki były zajęte, a przewidywany czas oczekiwania wynosił ponad godzinę.
- To był jednak zły pomysł - odparła Connie z niesmaczeniem patrząc na długą kolejkę przed wejściem. - Ale może skoro już tu jesteśmy to pójdziemy do Estérel? - zaproponowała.
- Estérel? - powtórzyła blondynka. Nie miała najmniejszej ochoty na spędzenie czasu w tej restauracji. To właśnie tam bardzo często jadała lunch z rodziną Deneuve. Fakt był jednak taki, że jedzenie mieli naprawdę przepyszne, doceniał to każdy z gości. Mimo osobistej niechęci do tego miejsca, widząc iskierki w oczach Connie na myśl o francuskiej kuchni, przystała na ten pomysł.
Kobiety usiadły na ogrodzie w otoczeniu tysiąca przepięknych kwiatów. Klientów nie było wielu, a jednym z powodów były ceny, które odstraszały niektórych już na wejściu. Constance zamówiła risotto z owocami morza, Caroline łososia, a do tego butelkę czerwonego wina, poleconego przed kelnera. Caroline siedziała właśnie na sofie próbując ułożyć Chrisa do spania, gdy do ich stolika podeszła Marie-Hélène.
- Proszę, proszę, co my tu mamy -zaświergotała wysokim głosem - Nie kto inny jak moja synowa bawi jakieś obce dziecko, swojego to już nie łaska mieć? - zapytała z przekąsem.
- Pani Deneuve - Caroline o mało nie dostała zawału na widok kobiety. Czuła, że przerażenie maluje się na jej twarzy, a oczy wszystkich skupione są teraz właśnie na niej. Co gorsze, również oczy Constance, które pełne były zdziwienia.
- Proszę wybaczyć - odezwała się jednak - Pozwoli pani, że się przedstawię. Nazywam się Constance Leto i jestem ciocią Caroline, a to jest Chris, mój wnuczek. - powiedziała podchodząc do kobiety i podając jej rękę. - Więc jak pani widzi, Caroline nie bawi jakiegoś obcego dziecka - odparła, na co Marie-Hélène widocznie się zmieszała.
- Oh, w takim razie Marie-Hélène Deneuve, matka Charlesa, męża Caroline. Nigdy wcześniej Caroline o tym nie wspominała, nie byliście też proszeni na wesele. Bardzo chciałabym mieć wreszcie wnuka, dlatego zareagowałam zbyt gwałtownie. - udała rozmarzenie - No nic, może niedługo, a teraz przepraszam, nie będę już dłużej przeszkadzać. Widzimy się jutro na kolacji, prawda złotko? - zwróciła się do Caroline, która nerwowo przygryzała wargę.
- Oczywiście pani Deneuve, do zobaczenia - odparła zszokowana kobieta i odprowadziła wzrokiem teściową.
Caroline z Constance w pełnej ciszy zjadły obiad, wypiły po lampce wina, a kiedy wychodziły i Caroline chciała zabrać śpiącego Chrisa, Constance odparła "Ja to zrobię". Prawniczka zdawała sobie sprawę, że cała ta sytuacja postawiła ją w bardzo złym świetle przed matką Jareda. W najgorszych koszmarach nie wyobrażała sobie takiego spotkania. Nie miała nigdy zamiaru oszukiwania Constance, czy ukrywania przed nią czegoś. Jedynie chciała jej o tym wszystkim powiedzieć po sprawie sądowej i po rozwodzie, który miała już zaplanowany.
- Constance, proszę poczekaj. Pozwól to sobie wytłumaczyć - Caroline podążała za nią, nie mogąc jej dogonić ze względu na wysokie szpilki, jakie miała na nogach. - Proszę cię, nie zabieraj ode mnie Chrisa, nie rób mi tego. - zawołała błagalnie.
- Czy naprawę uważasz, że jest tu co wyjaśniać? - zapytała Constance odwracając się do Caroline i patrząc jej w oczy.
- Zdziwisz się jak wiele. - odparła smutno blondynka.
- Powiedz mi tylko, czy Jared wie? - zapytała otwierając drzwi samochodu.
- Tak, przyszedł nawet na ślub. - powiedziała ze smutkiem, przypominając sobie tę sytuację.
Słysząc to, Constance postanowiła dać kobiecie szansę. Wiedziała, że jej syn jest mądry i skoro o tym wiedział, a nadal się z nią spotykał, coś musiało być na rzeczy i prawniczka musiała mieć jakiś poważny powód, który Connie chciała poznać. Kobiety wsiadły do samochodu i pojechały do mieszkania Leto, żeby w spokoju porozmawiać i wyjaśnić sytuację. Przesiedziały pół nocy na podłodze w salonie, płacząc, śmiejąc się i pijąc whiskey prosto z butelki. Caroline opowiedziała Constance o wszystkim, nie pomijając nawet najdrobniejszego szczegółu. Była to jej osobista spowiedź, która w niewytłumaczalny sposób oczyściła jej duszę i dodała pewnego rodzaju skrzydeł. Przez tą jedną noc połączyła je ogromna więź, która wydawała się nie do zerwania, pewnego rodzaju zżycie i przede wszystkim zrozumienie, które dla Caroline były zbawieniem, którego od dawna potrzebowała. Życie od samego początku płatało jej figle i nigdy nie była w stanie powiedzieć, że jest szczęśliwa. Miała pozycję, pieniądze, karierę, ale nigdy nie zaznała prawdziwego spełnienia, zrozumienia i radości z życia. Powoli, bardzo powoli zaczynała poznawać te uczucia i osobiście ich doświadczać, mimo iż odbywało się to przy wszechobecnym cierpieniu. Kilkakrotnie próbował się również skontaktować z Jaredem, który według portalu JustJared przebywał w Nowym Jorku i odwiedzał chyba każdy możliwy club nocny, jaki mu się trafił po drodze. Próby te jednak były bezskuteczne i za każdym razem dawała o sobie znać, już dawno zapełniona, poczta głosowa.
Przed szóstą kobiety obudził Chris, który za wszelką cenę domagał się mleka i noszenia na rękach. Wciąż śpiące i z lekkimi oznakami wczorajszego wieczoru zerwały się na równe nogi, żeby sprawdzić, czy chłopcu nic nie jest. Kiedy tylko wbiegły do pokoju, maluch popatrzył na nie i zaśmiał się, jakby zrobił to specjalnie, żeby tylko je sprawdzić.
- Łobuziak jeden - powiedziała Caroline i podeszła do łóżeczka, żeby go wyciągnąć. - Ładnie to tak budzić babcie i ciocie? - odpowiedział jej gaworzeniem i uroczym śmiechem.
- Nie da się go nie kochać - stwierdziła Constance - Ubiorę się i pójdę do sklepu kupić coś na śniadanie, naszykujesz Chrisa?
- Jasne, nie ma problemu. - odparła i zajęła się szukaniem ubranek dla chłopca. Założyła mu proste szare dresowe spodenki, białą koszulkę oraz adidasy, które dostał od Jareda. - Jak się masz Pumpkin, ho ho jaki jesteś teraz przystojniak, jak twój tata. Pójdziesz na spacerek z babcią i pieskami, a ciocia w tym czasie weźmie prysznic, tak słodziaku? - Caroline prowadziła jednostronną konwersację z dzieckiem, kiedy do pokoju weszła gotowa Costance i wzięła od niej chłopca kładąc go w wózku.
- Widzę, że też tak masz, że mówisz do niego - zaśmiała się kobieta - Masz bardzo dobre podejście do dzieci Caro, powinnaś mieć własne - stwierdziła i uśmiechnęła się do prawniczki. - Niedługo będziemy, czuj się jak u siebie.
Zaraz po wyjściu Constance z wnukiem, Caroline tak jak wcześniej mówiła Chrisowi poszła wziąć prysznic. Łazienka znajdowała się w pokoju, w którym spała. Wiedząc, że przez najbliższe pół godziny napewno nie wrócą, nie kłopotała się, żeby znaleźć swoje ubranie. Zimny prysznic był dla niej zbawieniem. Nie tylko dlatego, że w domu Constance nie było klimatyzacji, a przez LA przechodziła fala upałów, ale przede wszystkim dlatego, że w minimalny sposób zmywała z niej wszelkie problemy i zmartwienia. Pozwolił jej się zrelaksować i mentalnie nastawić na nadchodzący dzień. Po głowie od jakiegoś czasu nie chodził jej już tylko jeden, jak dotąd Leto, ale również ten drugi, który przepadł w trasie promującej swój film. Chciał ją zabrać, kilka razy jej to proponował, prosił, wręcz błagał, żeby z nim pojechała. Ona jednak byłą nieugięta. Wiedziała, że wzbudzi to za wiele plotek, które źle mogą wpłynąć na sprawę Shannona. Wiedziała, że bardzo źle może to również wpłynąć na jej relacje z Carlesem, który niestety był jej niezbędny do wyciągnięcia Leto zza krat. Po raz kolejny poświęciła swoje szczęście dla kogoś innego, w tym przypadku, dla czterech prawie zupełnie obcych jej osób, ale nie żałowała swojej decyzji. Z tych przemyśleń wyrwał ją nagły trzask drzwi. Najpierw przez myśl przeszło jej, że to jakiś włamywacz lub morderca, jednak po chwili sama zaśmiała się z tej wizji i pomyślała, że Constance pewnie zapomniała telefonu lub portfela. Lecz ciężkie i donośne kroki zbliżały się i mogła przysiąc, że ten ktoś jest w pokoju. Pośpiesznie owinęła się ręcznikiem, w pośpiechu chwyciła mop i z impetem otworzyła drzwi.
- Co do kur...!? - usłyszała, a jej oczom ukazał się niewysoki mężczyzna w za dużych spodniach, bez koszulki z silnie zarysowanymi mięśniami na klatce i brzuchu. To było pierwsze co rzuciło się Caroline w oczy. Dopiero pózniej zobaczyła obite pięści, szwy na łuku brwiowym, podbite oko i rozwaloną wargę.
- Co ty tu robisz? - wrzasnęła Caroline, mocno ściskając ręcznik, który w danej chwili wydawał się zdecydowanie za krótki. Mężczyzna roześmiał się.
- Co ja tu robię? Serio? - nie mógł przestać się śmiać - Z tego co wiem, to jest mój dom i to ja powiniennem zadać ci to pytanie. - stał z rękoma opartymi o biodra, dokładnie przyglądając się kobiecie. Caroline westchnęła tylko, gdyż zdała sobie sprawę, że Shannon ma racje.
- W ubraniach mnie podniecałaś i na samą myśl byłem twardy, ale teraz Honey Bunny, orgazm na miejscu. - powiedział bardzo niskiem głosem i patrząc prosto w oczy prawniczce, oblizał wargę.
- Ogh, jesteś obleśny - wzdrygnęła się i wróciła do łazienki, szybko zamykając za sobą drzwi, co spowodowało jeszcze większy wybuch śmiechu u niego.
- Może pomóc umyć plecy, pani prawnik? - stanął przy drzwiach z nadzieją, że otworzy.
- Że co proszę? Chyba sobie żartujesz! - odkrzyknęła mu i na szybko zaczęła się wycierać. Dopiero po chwili zorientowała się, że nie wzięła z pokoju żadnych ubrań i jest zdana tylko na pomoc starszego Leto. Przeklnęła się w myślach.
- Shannon - wysiliła się na najmilszy możliwy ton.
- Tak? - powiedział przeciągając.
- Czy mogłabym cię prosić o podanie mi czarno brązowej torebki leżącej na fotelu obok łóżka? - zapytała ze złudną nadzieją, że przystanie na to i bez niczego poda jej torbę.
- Nie, nie może być - kolejny atak śmiechu - czyżby moja pani prawnik nie wzięła ze sobą ubrań?
- Proszę cię, po prostu podaj mi tę cholerną torbę. Niedługo wróci twoja mama i syn.
- Bardzo się cieszę z tego powodu. Nie mogę się doczekać jak ich zobaczę, ale to akurat nic nie zmienia. - zaśmiał się po raz enty - Co takiego będę miał za podanie tej torby?
- Co powiesz na wydostanie cię z więzienia?
- Hmm zważając na fakt, że aktualnie nie jestem w pudle, a ty właśnie teraz potrzebujesz ubrań, to ciut za mało. - pogrywał z nią, bo niesamowicie śmieszyła go ta sytuacja. Nawet nie śnił o takim obrocie sytuacji i tym, że jak wróci do domu, zastanie ją jedynie w krótkim ręczniku w jego pokoju. Jak ten świat potrafi zadziwiać. - A właśnie, pani prawnik, gratuluję zmiany stanu. Caroline Deneuve, całkiem nieźle brzmi, chociaż Jared pewnie miał nadzieję na Caroline Leto. - Rano zaraz po wyjściu z więzienia zdołał przejrzeć Internet, żeby być ze wszystkim na bieżąco. - Biedak teraz odreagowuje w Nowym Jorku, tak przy okazji, widziałaś zdjęcia z wczorajszej nocy? Niezłą dupę dorwał, ten to zawsze miał szczęście do lasek. Pewnie porządnie ją też zerżnął, na to też nigdy nie narzekały. Właśnie, a co ty powiesz na ten temat? - rozłożył się na łóżku z rękoma pod głową.
- Tego już za dużo - odparła Caroline, otworzyła drzwi i w samej koronkowej bieliźnie wyszła z łazienki i bez patrzenia na Shannona podeszła do fotela i chwyciła swoją torbę. W międzyczasie mężczyzna gwałtownie usiadł na łóżku i podążał wzrokiem za blondynką. Ta jedynie podeszła do niego i uderzyła go z otwartej dłoni w twarz pytając przy tym "Mało ci Leto?"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz