wtorek, 28 czerwca 2016

1

Teraz

Shannon  przechadzał się po pomieszczeniu w jedną i drugą stronę, sprawdzając czy wszystko jest gotowe na otwarcie pierwszej kawiarni Black Fuel w Los Angeles. Sprawy nareszcie zaczęły się układać, los był coraz bardziej życzliwy, a wydarzenia i ludzie z przeszłości przestawały istnieć. 

- Diana, sprawdź czy mamy odpowiednią ilość kubeczków do zimnych napojów, a ja pójdę na zaplecze sprawdzić co robi Chris. 

- Tak jest szefie! - krzyknęła młoda dziewczyna, przyjaciółka jego brata, która od czasu do czasu pomagała mu w interesie. Mężczyzna skierował się w głąb lokalu do strefy niedostępnej dla gości, gdzie przy komputerze siedział młody chłopak. Mimo, iż dopiero miał 13 lat to już zaczynał przypominać ojca. Bardziej grzecznego, ułożonego, ale ojca. 

- Hey młody, co tam robisz? - zapytał Shannon.

- Cześć tato, a właśnie obrabiam te zdjęcia z najnowszej sesji do BF. Niektóre wyszły świetnie, a ten program co wujka kolega mi dał jest mega, o niebo lepszy od Photoshopa, uwierzysz? 

- Wiem, bo sam już dawno w nim pracowałem. A ty już masz zaliczone wszystkie przedmioty w szkole? - usiadł obok chłopaka i wziął łyk kawy, która od rana leżała na biurku. 

- Jasne tato - odpowiedział - za dwa tygodnie mamy wakacje, już nic nam nie zadają. O właśnie - nagle się pobudził i spojrzał na ojca - za 10 dni, w piątek gramy koncert z chłopakami przy Silver Lake, będziesz, co nie? 

- Chris, chłopie jasne, że będę. Jakby mogło mnie to ominąć?! - zapytał mierzwiąc włosy chłopaka - Może nawet uda mi się wyciągnąć Jaya. - spojrzał na zegarek - Dobra, a teraz szykuj się, bo za dziesięć minut otwieramy. 

Udali się razem do wnętrza kawiarni w tych samych firmowych koszulkach z nazwą firmy. Ludzie powoli zaczęli się schodzić do niedużej restauracji, gdzie mieściła się firma Shannona. Utrzymana w rustykalnym stylu z meblami nie do kompletu, jednak tworzącymi harmonię. Większością klientów, która pojawiła się na początku byli oczywiście znajomi, którzy gratulowali starszemu Leto zrealizowania swojego marzenia. Pojawili się też dziennikarze, żeby przeprowadzić krótkie wywiady i poinformować czytelników o nowym punkcie spotkań w centrum miasta. 

- Shannon - podeszła do niego niska brunetka - coś przyszło do ciebie pocztą, brak nadawcy - powiedziała i przekazała mu brązową kopertę rozmiaru A4. Mężczyzna powoli ją otworzył i odwrócił do góry nogami, aby zawartość wyleciała na blat. Jego oczom ukazały się trzy fotografie przedstawiające tą samą blondwłosą kobietę. Shannon wziął jedno ze zdjęć do ręki i dokładnie mu się przyjrzał. Stała uśmiechnięta pod wieżą Eiffla z bukietem słoneczników. Nigdy nie zapomni tej twarzy, tego uśmiechu i gdyby nie fakt, że na jej twarzy pojawiło się kilka zmarszczek, których nie zna, powiedziałby, że zdjęcie zrobiono wtedy, gdy pojechali na podróż poślubną, osiem lat temu. Nie, to nie może być prawda. Zdjęcie wypadło mu z dłoni, a on sam osunął się po ścianie i opadł na ziemie. 

- Hey szefie, coś się stało? Shannon wzywać pogotowie, coś jest nie tak? - pytała Diana nie wiedząc co stało się z mężczyzną. Po chwili obok niego znalazł się również Chris dopytując czy wszystko w porządku. Jednak gdy zobaczył leżące na podłodze zdjęcia już wiedział o co chodzi.

- Mama? - wyszeptał - Czy to mama, czy to Caroline? - dopytywał - Tato! Co jest grane? To są wasze stare zdjęcie, ale czy wtedy ktoś robił sobie selfie? - wciąż drążył temat, a Shannon siedział jak zahipnotyzowany nic się nie odzywając. Nagle wstał i wyszedł z budynku zostawiając wszystkich w osłupieniu. Wsiadł do czarnego Range Rovera i skierował się w stronę Hollywood Blvd, gdzie mieszkał Jared. Musiał z nim porozmawiać i to natychmiast. 



Dawniej

18.06.2004 Los Angeles

- Kancelaria prawna Williams & Baker, w czym mogę pomóc? – drobna brunetka siedząca za biurkiem odebrała telefon.

- Witam serdecznie, czy mógłbym rozmawiać z panią Williams? – zapytał męski głos po drugiej stronie.

- Niestety pani Williams nie ma jeszcze w biurze, mogę jej coś przekazać? Albo jeżeli szuka pan prawnika, mogę polecić innych z naszej kancelarii – brunetka otworzyła właśnie notatnik i zaczęła kreślić w nim bazgroły.

- Dziękuję, poczekam na panią Williams. Zależy mi, żeby właśnie z nią rozmawiać – powiedział ze stoickim spokojem mężczyzna.

– Oczywiście, nie ma problemu. Nie wiem kiedy pani Williams będzie w biurze, więc może poda mi pan swoje namiary i skontaktujemy się…- przerwała widząc wchodzącą do pomieszczenia blondynkę. - Proszę chwileczkę poczekać, szefowa właśnie weszła – w tym momencie kobieta poderwała się z krzesła i niczym jak do hymnu stanęła prosto jak struna siląc się na uśmiech.

- Witam serdecznie, pani dyrektor – powiedziała akcentując każdy wyraz.

Blondynka jedynie spojrzała na nią z pode łba i bez przywitania wysyczała na nią.

- Co to ma być Evans?! Jak ty jesteś ubrana? Czy naprawdę tak ciężko do ciebie dociera, jak powinna ubierać się osoba, która pełni reprezentacyjną funkcję w firmie?

- Tak jest, pani dyrektor, niezmiernie przepraszam, to już się nie powtórzy. – wyszeptała młoda brunetka z pokorą w głosie i ze spuszczoną głową. Victoria Evans pracowała niedługo w kancelarii, z racji wyśmienitych wyników na studiach prawniczych otrzymała szansę stażu w Williams & Baker. Zawsze starała się zabłysnąć w oczach szefowej, jednak nigdy jej się to nie udawało. Tak jak dzisiaj, ona sama przeglądała się w domu co najmniej pięć razy i stwierdziła, że strój jest jak najbardziej poprawny. Ciężko jednak było się ubrać elegancko w Los Angeles, szczególnie latem, kiedy temperatura osiągała granice wytrzymałości, a każdy nawet najcieńszy materiał lepił się do człowieka zaraz po założeniu.

- Nie powtórzy się, bo jeśli jeszcze raz odwalisz coś takiego, to wylecisz, obiecuję ci to. A teraz już, masz tu dwadzieścia dolarów - powiedziała blondynka wyjmując z portfela banknot i rzuciła dziewczynie na biurko – na taksówkę, jedź do domu i się przebierz. Spódnica za kolano, zakryte buty, spięte włosy i koszula bez dekoltu. – powiedziała i skierowała się w stronę swojego biura. Ogromnego oszklonego biura z dębowym biurkiem na środku i z widokiem na tętniące życiem Los Angeles.

- Oczywiście pani dyrektor. Jeszcze tylko jedna sprawa – powiedziała zlękniona brunetka – na  linii czeka na panią klient, wyraźnie oznajmił, iż chce rozmawiać tylko i wyłącznie z panią, pani Williams.

- Przełącz go do mnie. I idź mi po kawę, americano, bez cukru.

W tym czasie Victoria przekazała klientowi oczekującemu na połączenie, że za chwilę będzie mógł rozmawiać z szefową. Blond włosa kobieta weszła do biura i pierwsze co zrobiła to podeszłą do lustra, poprawiając makijaż. Następnie usiadła przy biurku i rozprostowała nogi. Z torby wyciągnęła komórkę, pióro i notes. Leniwie podniosła słuchawkę i rozpoczęła rozmowę.

- Caroline Williams, w czym mogę pomóc?

- Witam, zaszła chyba jednak drobna pomyłka. Chciałem rozmawiać z Isabell Williams. – powiedział głos po drugiej stronie.

- Isabell Williams nie jest w stanie z panem porozmawiać, więc jeżeli ma pan jakąś sprawę to słucham. – Caroline powoli zaczęła się denerwować na rozmówcę. Nie należała do cierpliwych. 

- Rozumiem, jednak nalegałbym na rozmowę z panią Isabell, kiedy mogę się z nią skontaktować?

- Proszę wybaczyć panie… - przerwała wyraźnie zdenerwowana, czekając aż usłyszy nazwisko.

- Leto, Jared Leto

- Panie Leto, moja matka Isabell Williams zmarła ponad pół roku temu i jeżeli mówię, że nie jest w stanie z panem porozmawiać, to oznacza, że nie jest w stanie. Jeżeli nie ma pan więcej pytań to żegnam. – blondynka oddychała ciężko. Odkąd zaczęła karierę nikt się z nią nie liczył. Najważniejsza była Isabell, jej matka, która 8 miesięcy temu wraz z ojcem zginęła w wypadku samochodowym. Isabell i Mason Williams współzałożyciele jednej z najbardziej prestiżowych kancelarii prawniczej na zachodnim wybrzeżu. Byli akurat w Kanadzie, była zima, wpadli w poślizg, zginęli na miejscu, to jednak nie było najgorszą rzeczą dla Caroline. Najgorszą rzeczą było to, że ¾ spadku otrzymał Ethan, starszy brat mieszkający w Australii. Jej przypadło niewielkie mieszkanie i mała część udziałów, które posiadali jej rodzice. Mówiąc małe, trzeba sobie wyobrazić ogromny loft na poddaszu, z własnym ogródkiem na dachu i basenem. 

- Proszę mi wybaczyć. Naprawdę nie miałem pojęcia, proszę przyjąć moje kondolencję. – powiedział Leto.

- Dziękuję. W czymś jeszcze mogę panu pomóc? – zapytała zniecierpliwiona.

- A zajmuje się pani tym samym co pani matka?

- Proszę mówić dalej. – niejaki Leto zainteresował Caroline owym pytaniem. Isabell Williams znana była na rynku z rozwiązywanie niesamowicie trudnych spraw. Potrafiła wybronić każdego, znaleźć takie luki prawne lub dowody, które zawsze były na korzyść dla jej klienta. Każdy w światku prawniczym o niej słyszał, a teraz Caroline miała ambicję, żeby wszyscy usłyszeli o niej.

- Jest to dość osobista sprawa, czy byłaby możliwość spotkania ? – zapytał mężczyzna. Caroline przejrzała swój kalendarz w celu znalezienia wolnego terminu.

- 22 czerwca, 11:45,  wtorek, kawiarnia Un Perce-Neige, pasuje panu, panie Leto?

- Oczywiście, w takim razie do zobaczenia.

- Do widzenia. – blondynka rozłączyła się i zapisała tajemnicze nazwisko pod datą 22.06.2004

Cztery dni później, dokładnie o 11:45 Caroline przekroczyła próg francuskiej kawiarni w samym centrum gorącego Los Angeles. Ubrana niezwykle elegancko w czarną ołówkową spódnicę z wyższym stanem i czarno – złotą koronkową bluzkę, cały strój podkreślały wysokie szpilki Louboutin i czarna kopertówka Channel. Pewnym krokiem podeszłą do kelnerki i zapytała

- Przepraszam, szukam pana Leto.

Kelnerka zaprowadziła kobietę do stolika i podała menu na co Caroline poprosiła jedynie o wodę z cytryną i miętą.

- Witam serdecznie panie Leto, Caroline Williams, bardzo mi miło.

- Jared Leto, przyjemność po mojej stornie. Wszystko w porządku?  – powiedział szarmancko Leto.

- Tak, dziękuję. Proszę mi powiedzieć w czym tkwi problem panie Leto? – zapytała bez ogródek prawniczka.

- Szybko przechodzimy do setna, ale cóż, skoro tak pani woli. - odparł biorąc łyk zielonej herbaty - Chodzi o mojego brata. Sprawa jest o tyle ciężka, że ja jestem dość znaną osobistością w Hollywood, a mój brat, no cóż, siedzi w więzieniu.

- Ah tak? A czy pana brat jest również jest rozpoznawalny? – zapytała z ciekawości nie mogąc skojarzyć Leto.

- Chyba jedynie z jego wybryków i przez to, że jest moim bratem…To nie jego pierwszy raz w więzieniu, już wiele razy mój zaprzyjaźniony prawnik ratował go z opresji, ale zaniemógł. A numer do pani matki otrzymałem od przyjaciela mojej matki. Grozi mu 25 lat, niby nic szczególnego, jazda po pijaku, posiadanie narkotyków i dilerka.

- Narkotyki i alkohol? – prychnęła blondynka – proszę mi wybaczyć panie Leto, ale ja czymś takim 
się nie zajmuję, adwokat z urzędu to dla pana zrobi. – jedynie przewróciła oczami i wzięła łyka wody, która w międzyczasie przyniosła kelnerka.

- Jednak wiem również, że oskarżyciel chce go wrobić w morderstwo jednego ćpuna, bo od jakiegoś czasu mają otwartą sprawę i muszą ją zamknąć. Chodzi więc o to, żeby udowodnić, że tego nie zrobił. – powiedział zdobywając tym wyraźne zainteresowanie prawniczki.


-
 A jest pan pewny, że tego nie zrobił ? – zapytała z pogardą. 

3 komentarze:

  1. Trochę nie rozumiem tego porwania tak szczerze powiedziawszy. Ale rozdział mi się podoba i ta szybkość z jaką go dodałaś ;) Czekam na kolejny. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie chodzi tak bardzo o porównanie, jak o wzór. Zamysł jest taki,aby pokazać co dzieje się w teraźniejszości i jak do tego doszło. Niektóre sytuacje będą mieć ze sobą związek, inne mniej,ale nie chcę ich rozdzielać na rozdzialy przeszłość/teraźniejszość ;)

      Usuń
  2. Cześć, kochana, pamiętasz jeszcze pisaniu? Długo cię nie ma i tęsknię :c

    OdpowiedzUsuń