Caroline ostatnie dni i wieczory spędzała w kancelarii. Z
jednej strony nie miała ochoty wracać do domu do narzeczonego, a z drugiej
chciała za wszelką cenę znaleźć coś, co pozwoli jej uniewinnić Shannona Leto.
Madelyn i Travis nie odstępowali jej na krok. Dawali z siebie wszystko, żeby
zaimponować prawniczce i zyskać szansę na przyszłe zatrudnienie.
- Madelyn, zdobyłaś te nagrania? – zapytała blondynka pijąc mrożoną
kawę ze Starbucksa.
- Tak pani Williams. Wczoraj wszystko dokładnie
przesłuchałam. Nasz klient, to znaczy pan Shannon, raz przyznał się do winy, na
samym początku. Następnie zeznał, że było to zabójstwo w afekcie, a na ostatnim
przesłuchaniu wszystkiego się wyparł. – wyrecytowała jak wiersz młoda
dziewczyna.
- Podpisywał coś?
- Na całe szczęście nie podpisał żadnego oświadczenia ani
zeznania, więc mamy czystą kartę. – odpowiedziała.
- Dobrze, dobrze, to najważniejsze – Caroline usiadła na
sofie z długopisem i notatnikiem w ręku. – Travis, od początku, przedstaw mi wg
zeznań i dowodów co się właściwie stało i z czym mamy do czynieni. A ty Madelyn
w międzyczasie zamów wam coś do jedzenia, trochę tu spędzimy.
Chłopak przekopując jedno z pudeł z dokumentami zaczął
opowiadać historię z początku czerwca 2004 roku.
- Wyobraźcie sobie gorący czerwcowy dzień w Los Angeles. Jak
każdego ranka nasza ofiara, niejaki Felipe Sanchez, idzie do
pobliskiej cukierni, żeby kupić pudełko pączków. A jak wiadomo, niestety nie tylko według
stereotypu, policjanci szczególnie ci z patroli również co rano kupują sobie
pączki, żeby później cały ranek się nimi obżerać i nie móc dogonić przestępcy. Dzięki
temu, Felipe ma dobre kontakty z policjantami z dzielnicy, zawsze zamienią
razem parę słów, Felipe dowie się najnowszych informacji co do zaginięć, kradzieży
i tym podobne. Dzięki temu jest ich dobrym kumplem z cukierni, a nie szefem ukrytego
gangu handlującego ludźmi. On w życiu nawet nie był o to podejrzany, w sumie w
dalszym ciągu nie jest. Mój znajomy z Compton powiedział mi, że nikt nic na
niego nie ma, ale część wtajemniczonych ludzi wie, że za ładną blondynkę spłaci
swoje długi u Felipe. Jak się okazuje, wiedział też o tym Shannon. W sumie nie ma się co dziwić, patrząc na to w
jakich kręgach się obracał. – młody mężczyzna zamyślił się przez chwilę – A nie
wydaje wam się to dziwne, że brat takiego gościa, jakim jest Jared Leto, kończy
w takim miejscu z oskarżeniem o morderstwo? Dość długo nad tym myślałem i mam
pewną teorię, ale skończmy najpierw jednej temat. Więc Felipe wraca z pączkami
do eleganckiego domu w południowym LA, z którego już nigdy nie wychodzi żywy.
Według zeznać gosposi Felipe - Nataszy,
blondwłosej rosyjskiej dziewczyny, nie znającej angielskiego, przy okazji nie
brzmi wam to podejrzanie? – popatrzył na rozmówczyniach, które jednoznacznie
przytaknęły na tę uwagę – była ona ostatnią osobą, która widziała Sancheza oraz
która widziała zabójcę, jakim rzekomo ma być Leto.
- Czyli mamy naocznego świadka, dla oskarżyciela to prosta i
jasna sprawa. Jest świadek, jest morderca, jest wyrok. – powiedziała bezradnie
Madelyn.
- Owszem, ale jest to młoda blondynka, których sprzedażą
zajmował się Felipe. – zwróciła uwagę Caroline – Travis?
- Dokładnie! – ucieszył się, że ktoś zauważył, że sprawa nie
jest o tyle jasna i przejrzysta jak mogło się wydawać. – Mam jeszcze coś lepszego.
Moja mama jest Rosjanką, poprosiłem ją, żeby wykonała parę telefonów i
dowiedziała się czegoś o naszej Nataszy. Przez długi okres leczyła się
psychiatrycznie w Moskwie. Uciekła ze szpitala dwa lata temu i od tego czasu
ślad po niej przepadł.
- Podważenie wiarygodności świadka! Tak! – krzyknęła ciemnoskóra
stażystka.
- Madelyn, nie zapominaj, że został nam jeszcze
współpracownik Felipe, pan Bruce Starsky. – powiedziała Caroline kreśląc coś w
notesie.
- Dokładnie, jego prawa ręka, która nota bene jak widać jest
również gdzieś ze wschodniej Europy. Dziewczyny, przecież to na kilometr
śmierdzi. Ława przysięgłych musi to dostrzec. – Travis przez cały wieczór
ekscytował się sprawą. Odkąd Caroline wręczyła im dokumenty i rozdzieliła
zadania nie robił nic innego i na niczym innym się nie skupiał. Za wszelką cenę
chciał pomóc Williams w sądzie i zaimponować jej.
- Dostrzegą również zamordowanego z zimną krwią męża i ojca,
przyjaciela policjantów w całej dzielnicy i uwielbianego przez wszystkie babcie
z osiedla mężczyzny pomagających im w zakupach. – przypomniała prawniczka, nie
dzieląc entuzjazmu z pozostałą dwójką. – Uwierzcie, to za mało, żeby przekonać
ławę. Zostały 4 dni. Do tego czasu chcę mieć świadka, który widział naszego
oskarżonego na drugim końcu stanu oraz nowego podejrzanego. – gdy kończyła
telefon zaczął jej wibrować, spojrzała na wyświetlacz „Jared” – Przepraszam muszę
odebrać. – wstała i nie zakładając szpilek delikatnym krokiem wybiegła na
balkon. Gdy odebrała w słuchawce rozległ się przyjemny i ciepły głos aktora.
- Cześć skarbie, długo nie odbierałaś, obudziłem cię? –
zapytał z troską w głosie.
- Hey, nie, nie, coś ty. Siedzę w biurze z Madelyn i
Travisem, nie mam czasu na sen. –powiedziała z uśmiechem malującym się na jej
ustach. Każde jego słowo, każde zdanie, które wypowiedział było dla niej jak
poezja. Mogła go słuchać godzinami, nawet gdyby mówił o fizyce kwantowej, czy
najnowszych maszynach rolniczych. – Straciłam poczucie czasu, która jest
właściwie godzina?
- W pół do pierwszej w nocy. Nie wiem co mnie skłoniło, żeby
tak późno dzwonić.
- Oh faktycznie – powiedziała zerkając na zegarek w
gabinecie – Nie przejmuj się i tak jeszcze siedzimy, chyba zostanę na noc w
biurze. Coś się stało?
- Nie, wszystko okay. Tylko tak pomyślałem sobie, że
mogłabyś przyjechać jutro na śniadanie. Mama z Chrisem będą. – chodził po domu
nie mogąc znaleźć miejsca. Nie mówił jeszcze nikomu, że spotykają się z
Caroline, tym bardziej matce. Chciał jednak, żeby kobiety poznały się w innych
okolicznościach, a sobotnie śniadanie wydawało się znakomitym pomysłem.
- Myślisz, że to dobry pomysł? – zapytała bez przekonania
przygryzając dolną wargę z nerwów. To wszystko działo się tak szybko. Nie
wiedziała, czy była gotowa na to. W dodatku jutro o 17 miała mieć próbny obiad
weselny, jednak wiedziała, że dla Jareda jest to bardzo ważne i nie chciała go
zawieźć.
- Szczerze? Nie mam zielonego pojęcia. – zaśmiał się
mężczyzna – Przekonamy się jutro. Wyrobisz się na 10?
- Postaram się – odpowiedziała.
- Dziękuję. Nie siedź
długo. Martwię się. – powiedział już zupełnie innym tonem. Zatroskanym i
szczerym. Tonem, którego dawno nie doświadczyła słyszeć w głosie mężczyzny.
- Dobrze Jay. Mamy mały przełom w sprawie Shana. Wszystko
się ułoży. Dziękuję i do jutra. – nie była pewna, czy go o tym informować, ale
chciała dać mu kolejny powód do uśmiechu, uwielbiała, jak się uśmiechał. Głos w
telefonie głośno odetchnął z ulgą i pozdrowił ukochaną.
***
Caroline dziękowała w duchu, że w biurze zawsze miała jakieś
zapasowe ubrania. Na wypadek plamy po kawie na bluzce, czy podarciu się
rajstop. Zawsze miała tez przy sobie podstawowe kosmetyki i szczoteczkę do
zębów. Mogła więc bez problemu i bez konieczności wizyty w mieszkaniu
wyszykować się na spotkanie z rodziną Leto. Minionej nocy nie spała za długo.
Stażyści opuścili biuro po trzeciej w nocy, a ona sama nie mogąc zasnąć do
piątej siedziała nad aktami sprawy. Po telefonie od Jareda napisała smsa do
Charlesa, że zostaje w biurze i zobaczą się o 17 na próbnym obiedzie. Kobieta
zrobiła delikatny makijaż i ubrała białą zwiewną sukienkę ¾ w pionowe czarne
pasy, wiązaną w pasie. Dobrała cieliste sandały na obcasie wiązane na kostce i
torebkę w tym samym kolorze. Pojechała najpierw do kwiaciarni, a później do
jednego z najlepszych francuskich sklepików po croissanty i dżem z gorzkiej
pomarańczy. Pod, dobrze jej już znany, dom Jareda podjechała dokładnie o 10.
Już pod drzwiami czuć było świeżo mieloną kawę. Zadzwoniła domofonem, mimo iż w
torebce posiadała komplet kluczy do mieszkania aktora. Po chwili drzwi otworzył
jej młody bóg, w białym tshirtcie i jeansowych podartych spodniach ubrudzonych
mąką. Kobieta nie mogła się na niego napatrzeć. Zastanawiała się czemu nie
mogli poznać się w innych okolicznościach. Ciężko było jej coś powiedzieć, choć
i on nie był skory do rozmowy, gdy ujrzał jej anielską twarz otuloną burzą
delikatnych blond loków.
- Wow – jedyne co zdołał wykrztusić przez tym, jak dom
ogarnął donośny płacz dziecka, który wyrwał ich z letargu.
- Jay – uśmiechnęła się delikatnie, jednocześnie rozglądając
dookoła.
- Caro – ukazał szereg śnieżnobiałych zębów.
- Dzień dobry pani prawnik – Constance Leto powitała ją z
wdzięcznością z małym szkrabem na ręku.
- Pani Leto, witam – uśmiechnęła się i podeszła, żeby
przywitać się z dzieckiem. – Cześć maluszku – powiedziała – Jaki jesteś
przystojny, a czemu ty tak płaczesz? Tak dobrze ci przecież u babci. – w Caroline
już dawno obudził się instynkt macierzyński. Dawniej planowała, że razem z
Charlesem będą mieć trójkę brzdąców, dziewczynkę i dwóch chłopców biegających
po ogromnym ogrodzie w rezydencji Deneuve. Constance widząc podejście do Caroline
do Chrisa, delikatnie podtrzymując małą główkę chłopca podała go prawniczce. W
międzyczasie Jared odebrał torby i kwiaty od Caroline i wrócił do kuchni, żeby
dokończyć przygotowywać śniadanie.
- Oh jest pani pewna? – zapytała wyciągając ręce po
chłopczyka.
- Oczywiście – odpowiedziała starsza kobieta i gdy tylko
wręczyła chłopca ten momentalnie przestał płakać – Widzi pani, wiedziałam do
kogo chce iść. Chodźmy do stołu, bo nie może doczekać się kawy.
Jared widząc Caroline z Chrisem na ręku omal nie upuścił
tacy z dzbankiem kawy i filiżankami. Coś go chwyciło i nie był do końca pewny
co to za uczucie. Z jednej strony, wyobraził sobie, jak razem mają dziecko i są
szczęśliwą parą. Z drugiej jednak, wiedział, że jest to dziecko Shannona i
Caroline je bawi. Skarcił się w myślach. Ich relacje były czysto biznesowe. No,
może nie do końca czyste, ale nie było mowy o zakochaniu, związku i rodzinie.
Śniadanie przebiegło w bardzo miłej atmosferze. Naleśniki
Jareda robiły furorę, a Constance zajadała się dżemem z gorzkich pomarańczy.
Przez cały pobyt Chris był na rękach u Caroline. Kobieta nawet karmiła go
butelką, a przed wyjściem ułożyła do popołudniowej drzemki. Wiele by dała by
mieć dziecko. Wiedziała jednak bardzo dobrze, że w najbliższej przyszłości nie
będzie to możliwe, a na pewno nie z Charlesem. Zazdrościła, a jednocześnie
współczuła Shannonowi. Gdy uda jej się go wyciągnąć z więzienia będzie zdany
sam na siebie. Będzie musiał znaleźć pracę, mieszkanie, zaopiekować się
dzieckiem. Jego matka, jak Caroline dowiedziała się od Constance, zmarła przy
porodzie. Starszego Leto nie było przy niej. Miała minimalne ubezpieczenie,
które nie obejmowało przeszczepu serca, którego potrzebowała ze względu na
wrodzoną wadę. Było to dzień przed zabójstwem Felipe Sancheza. Dopiero gdy
prawniczka pożegnała się z domownikami i pojechała na próbny obiad, o którym
wiedział tylko Jared, zaczęła zastanawiać się nad tym. Napisała smsa do
Travisa, aby sprawdził jak nazywała się matka Christophera i czy łączy ją coś
ze sprawą.
Przed próbnym obiadem weselnym, na którym miała znaleźć się
cała rodzina Charlesa, Caroline wstąpiła do mieszkania, żeby się przebrać, gdyż
na sukience został jej ślad po mleku, a cała pachniała płynem do kąpieli
Johnson’s. Przez korki w Downtown na autostradzie I-10, Caroline do Taglyan Cultural Complex dojechała prawie pół
godziny później. Zdawała sobie sprawę z czym to się wiążę, ale nie miała na to
wpływu. Pewnym krokiem, przybierając maskę, którą zawsze nosiła przy rodzinie
Deneuve, wkroczyła do sali bankietowej pełnej zniecierpliwionych gości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz