piątek, 19 maja 2017

5

Caroline ostatnie dni i wieczory spędzała w kancelarii. Z jednej strony nie miała ochoty wracać do domu do narzeczonego, a z drugiej chciała za wszelką cenę znaleźć coś, co pozwoli jej uniewinnić Shannona Leto. Madelyn i Travis nie odstępowali jej na krok. Dawali z siebie wszystko, żeby zaimponować prawniczce i zyskać szansę na przyszłe zatrudnienie.

- Madelyn, zdobyłaś te nagrania? – zapytała blondynka pijąc mrożoną kawę ze Starbucksa.

- Tak pani Williams. Wczoraj wszystko dokładnie przesłuchałam. Nasz klient, to znaczy pan Shannon, raz przyznał się do winy, na samym początku. Następnie zeznał, że było to zabójstwo w afekcie, a na ostatnim przesłuchaniu wszystkiego się wyparł. – wyrecytowała jak wiersz młoda dziewczyna.

- Podpisywał coś?

- Na całe szczęście nie podpisał żadnego oświadczenia ani zeznania, więc mamy czystą kartę. – odpowiedziała.

- Dobrze, dobrze, to najważniejsze – Caroline usiadła na sofie z długopisem i notatnikiem w ręku. – Travis, od początku, przedstaw mi wg zeznań i dowodów co się właściwie stało i z czym mamy do czynieni. A ty Madelyn w międzyczasie zamów wam coś do jedzenia, trochę tu spędzimy.

Chłopak przekopując jedno z pudeł z dokumentami zaczął opowiadać historię z początku czerwca 2004 roku.

- Wyobraźcie sobie gorący czerwcowy dzień w Los Angeles. Jak każdego ranka nasza ofiara, niejaki Felipe Sanchez, idzie do pobliskiej cukierni, żeby kupić pudełko pączków. A  jak wiadomo, niestety nie tylko według stereotypu, policjanci szczególnie ci z patroli również co rano kupują sobie pączki, żeby później cały ranek się nimi obżerać i nie móc dogonić przestępcy. Dzięki temu, Felipe ma dobre kontakty z policjantami z dzielnicy, zawsze zamienią razem parę słów, Felipe dowie się najnowszych informacji co do zaginięć, kradzieży i tym podobne. Dzięki temu jest ich dobrym kumplem z cukierni, a nie szefem ukrytego gangu handlującego ludźmi. On w życiu nawet nie był o to podejrzany, w sumie w dalszym ciągu nie jest. Mój znajomy z Compton powiedział mi, że nikt nic na niego nie ma, ale część wtajemniczonych ludzi wie, że za ładną blondynkę spłaci swoje długi u Felipe. Jak się okazuje, wiedział też o tym Shannon.  W sumie nie ma się co dziwić, patrząc na to w jakich kręgach się obracał. – młody mężczyzna zamyślił się przez chwilę – A nie wydaje wam się to dziwne, że brat takiego gościa, jakim jest Jared Leto, kończy w takim miejscu z oskarżeniem o morderstwo? Dość długo nad tym myślałem i mam pewną teorię, ale skończmy najpierw jednej temat. Więc Felipe wraca z pączkami do eleganckiego domu w południowym LA, z którego już nigdy nie wychodzi żywy. Według zeznać gosposi Felipe -  Nataszy, blondwłosej rosyjskiej dziewczyny, nie znającej angielskiego, przy okazji nie brzmi wam to podejrzanie? – popatrzył na rozmówczyniach, które jednoznacznie przytaknęły na tę uwagę – była ona ostatnią osobą, która widziała Sancheza oraz która widziała zabójcę, jakim rzekomo ma być Leto.

- Czyli mamy naocznego świadka, dla oskarżyciela to prosta i jasna sprawa. Jest świadek, jest morderca, jest wyrok. – powiedziała bezradnie Madelyn.

- Owszem, ale jest to młoda blondynka, których sprzedażą zajmował się Felipe. – zwróciła uwagę Caroline – Travis?

- Dokładnie! – ucieszył się, że ktoś zauważył, że sprawa nie jest o tyle jasna i przejrzysta jak mogło się wydawać. – Mam jeszcze coś lepszego. Moja mama jest Rosjanką, poprosiłem ją, żeby wykonała parę telefonów i dowiedziała się czegoś o naszej Nataszy. Przez długi okres leczyła się psychiatrycznie w Moskwie. Uciekła ze szpitala dwa lata temu i od tego czasu ślad po niej przepadł.

- Podważenie wiarygodności świadka! Tak! – krzyknęła ciemnoskóra stażystka.

- Madelyn, nie zapominaj, że został nam jeszcze współpracownik Felipe, pan Bruce Starsky. – powiedziała Caroline kreśląc coś w notesie.

- Dokładnie, jego prawa ręka, która nota bene jak widać jest również gdzieś ze wschodniej Europy. Dziewczyny, przecież to na kilometr śmierdzi. Ława przysięgłych musi to dostrzec. – Travis przez cały wieczór ekscytował się sprawą. Odkąd Caroline wręczyła im dokumenty i rozdzieliła zadania nie robił nic innego i na niczym innym się nie skupiał. Za wszelką cenę chciał pomóc Williams w sądzie i zaimponować jej.

- Dostrzegą również zamordowanego z zimną krwią męża i ojca, przyjaciela policjantów w całej dzielnicy i uwielbianego przez wszystkie babcie z osiedla mężczyzny pomagających im w zakupach. – przypomniała prawniczka, nie dzieląc entuzjazmu z pozostałą dwójką. – Uwierzcie, to za mało, żeby przekonać ławę. Zostały 4 dni. Do tego czasu chcę mieć świadka, który widział naszego oskarżonego na drugim końcu stanu oraz nowego podejrzanego. – gdy kończyła telefon zaczął jej wibrować, spojrzała na wyświetlacz „Jared” – Przepraszam muszę odebrać. – wstała i nie zakładając szpilek delikatnym krokiem wybiegła na balkon. Gdy odebrała w słuchawce rozległ się przyjemny i ciepły głos aktora.

- Cześć skarbie, długo nie odbierałaś, obudziłem cię? – zapytał z troską w głosie.

- Hey, nie, nie, coś ty. Siedzę w biurze z Madelyn i Travisem, nie mam czasu na sen. –powiedziała z uśmiechem malującym się na jej ustach. Każde jego słowo, każde zdanie, które wypowiedział było dla niej jak poezja. Mogła go słuchać godzinami, nawet gdyby mówił o fizyce kwantowej, czy najnowszych maszynach rolniczych. – Straciłam poczucie czasu, która jest właściwie godzina?

- W pół do pierwszej w nocy. Nie wiem co mnie skłoniło, żeby tak późno dzwonić.

- Oh faktycznie – powiedziała zerkając na zegarek w gabinecie – Nie przejmuj się i tak jeszcze siedzimy, chyba zostanę na noc w biurze. Coś się stało?

- Nie, wszystko okay. Tylko tak pomyślałem sobie, że mogłabyś przyjechać jutro na śniadanie. Mama z Chrisem będą. – chodził po domu nie mogąc znaleźć miejsca. Nie mówił jeszcze nikomu, że spotykają się z Caroline, tym bardziej matce. Chciał jednak, żeby kobiety poznały się w innych okolicznościach, a sobotnie śniadanie wydawało się znakomitym pomysłem.

- Myślisz, że to dobry pomysł? – zapytała bez przekonania przygryzając dolną wargę z nerwów. To wszystko działo się tak szybko. Nie wiedziała, czy była gotowa na to. W dodatku jutro o 17 miała mieć próbny obiad weselny, jednak wiedziała, że dla Jareda jest to bardzo ważne i nie chciała go zawieźć.

- Szczerze? Nie mam zielonego pojęcia. – zaśmiał się mężczyzna – Przekonamy się jutro. Wyrobisz się na 10?

- Postaram się – odpowiedziała.

-  Dziękuję. Nie siedź długo. Martwię się. – powiedział już zupełnie innym tonem. Zatroskanym i szczerym. Tonem, którego dawno nie doświadczyła słyszeć w głosie mężczyzny.

- Dobrze Jay. Mamy mały przełom w sprawie Shana. Wszystko się ułoży. Dziękuję i do jutra. – nie była pewna, czy go o tym informować, ale chciała dać mu kolejny powód do uśmiechu, uwielbiała, jak się uśmiechał. Głos w telefonie głośno odetchnął z ulgą i pozdrowił ukochaną.

***

Caroline dziękowała w duchu, że w biurze zawsze miała jakieś zapasowe ubrania. Na wypadek plamy po kawie na bluzce, czy podarciu się rajstop. Zawsze miała tez przy sobie podstawowe kosmetyki i szczoteczkę do zębów. Mogła więc bez problemu i bez konieczności wizyty w mieszkaniu wyszykować się na spotkanie z rodziną Leto. Minionej nocy nie spała za długo. Stażyści opuścili biuro po trzeciej w nocy, a ona sama nie mogąc zasnąć do piątej siedziała nad aktami sprawy. Po telefonie od Jareda napisała smsa do Charlesa, że zostaje w biurze i zobaczą się o 17 na próbnym obiedzie. Kobieta zrobiła delikatny makijaż i ubrała białą zwiewną sukienkę ¾ w pionowe czarne pasy, wiązaną w pasie. Dobrała cieliste sandały na obcasie wiązane na kostce i torebkę w tym samym kolorze. Pojechała najpierw do kwiaciarni, a później do jednego z najlepszych francuskich sklepików po croissanty i dżem z gorzkiej pomarańczy. Pod, dobrze jej już znany, dom Jareda podjechała dokładnie o 10. Już pod drzwiami czuć było świeżo mieloną kawę. Zadzwoniła domofonem, mimo iż w torebce posiadała komplet kluczy do mieszkania aktora. Po chwili drzwi otworzył jej młody bóg, w białym tshirtcie i jeansowych podartych spodniach ubrudzonych mąką. Kobieta nie mogła się na niego napatrzeć. Zastanawiała się czemu nie mogli poznać się w innych okolicznościach. Ciężko było jej coś powiedzieć, choć i on nie był skory do rozmowy, gdy ujrzał jej anielską twarz otuloną burzą delikatnych blond loków.

- Wow – jedyne co zdołał wykrztusić przez tym, jak dom ogarnął donośny płacz dziecka, który wyrwał ich z letargu.

- Jay – uśmiechnęła się delikatnie, jednocześnie rozglądając dookoła.

- Caro – ukazał szereg śnieżnobiałych zębów.

- Dzień dobry pani prawnik – Constance Leto powitała ją z wdzięcznością z małym szkrabem na ręku.

- Pani Leto, witam – uśmiechnęła się i podeszła, żeby przywitać się z dzieckiem. – Cześć maluszku – powiedziała – Jaki jesteś przystojny, a czemu ty tak płaczesz? Tak dobrze ci przecież u babci. – w Caroline już dawno obudził się instynkt macierzyński. Dawniej planowała, że razem z Charlesem będą mieć trójkę brzdąców, dziewczynkę i dwóch chłopców biegających po ogromnym ogrodzie w rezydencji Deneuve. Constance widząc podejście do Caroline do Chrisa, delikatnie podtrzymując małą główkę chłopca podała go prawniczce. W międzyczasie Jared odebrał torby i kwiaty od Caroline i wrócił do kuchni, żeby dokończyć przygotowywać śniadanie.

- Oh jest pani pewna? – zapytała wyciągając ręce po chłopczyka.

- Oczywiście – odpowiedziała starsza kobieta i gdy tylko wręczyła chłopca ten momentalnie przestał płakać – Widzi pani, wiedziałam do kogo chce iść. Chodźmy do stołu, bo nie może doczekać się kawy.

Jared widząc Caroline z Chrisem na ręku omal nie upuścił tacy z dzbankiem kawy i filiżankami. Coś go chwyciło i nie był do końca pewny co to za uczucie. Z jednej strony, wyobraził sobie, jak razem mają dziecko i są szczęśliwą parą. Z drugiej jednak, wiedział, że jest to dziecko Shannona i Caroline je bawi. Skarcił się w myślach. Ich relacje były czysto biznesowe. No, może nie do końca czyste, ale nie było mowy o zakochaniu, związku i rodzinie. 

Śniadanie przebiegło w bardzo miłej atmosferze. Naleśniki Jareda robiły furorę, a Constance zajadała się dżemem z gorzkich pomarańczy. Przez cały pobyt Chris był na rękach u Caroline. Kobieta nawet karmiła go butelką, a przed wyjściem ułożyła do popołudniowej drzemki. Wiele by dała by mieć dziecko. Wiedziała jednak bardzo dobrze, że w najbliższej przyszłości nie będzie to możliwe, a na pewno nie z Charlesem. Zazdrościła, a jednocześnie współczuła Shannonowi. Gdy uda jej się go wyciągnąć z więzienia będzie zdany sam na siebie. Będzie musiał znaleźć pracę, mieszkanie, zaopiekować się dzieckiem. Jego matka, jak Caroline dowiedziała się od Constance, zmarła przy porodzie. Starszego Leto nie było przy niej. Miała minimalne ubezpieczenie, które nie obejmowało przeszczepu serca, którego potrzebowała ze względu na wrodzoną wadę. Było to dzień przed zabójstwem Felipe Sancheza. Dopiero gdy prawniczka pożegnała się z domownikami i pojechała na próbny obiad, o którym wiedział tylko Jared, zaczęła zastanawiać się nad tym. Napisała smsa do Travisa, aby sprawdził jak nazywała się matka Christophera i czy łączy ją coś ze sprawą. 
Przed próbnym obiadem weselnym, na którym miała znaleźć się cała rodzina Charlesa, Caroline wstąpiła do mieszkania, żeby się przebrać, gdyż na sukience został jej ślad po mleku, a cała pachniała płynem do kąpieli Johnson’s. Przez korki w Downtown na autostradzie I-10, Caroline do Taglyan Cultural Complex dojechała prawie pół godziny później. Zdawała sobie sprawę z czym to się wiążę, ale nie miała na to wpływu. Pewnym krokiem, przybierając maskę, którą zawsze nosiła przy rodzinie Deneuve, wkroczyła do sali bankietowej pełnej zniecierpliwionych gości.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz